Strony

piątek, 27 lipca 2012

Bahama Breeze

Orzeźwiająca tropikalna mieszanka ananasa, grejpfrutów i mango.




Jest to zapach prawdziwie letni i wakacyjny. Soczysty i świeży. Kojarzy mi się z reklamami, na których dojrzałe owoce przecinane w zwolnionym tempie tryskają sokiem. Dominuje tu ananas z cytrusową nutą. Mango nie wyczuwam. Intensywnie owocowy ale nie mdły. Słodki, płynny i orzeźwiający jak koktajl  z parasolką pity na tarasie nadmorskiego hotelu. Nawet kolor wosku wpasowuje się w ten klimat. Intensywnie niebieski - po roztopieniu nabiera zielonkawo morskiej barwy. Właściwie  trudno się do czegoś przyczepić - piękny, długotrwały letni zapach, którym można się cieszyć od rana do wieczora.
Mojemu mężowi przypomina herbatę Lipton Tahiti. I trudno mi się z nim nie zgodzić. To herbaciana wersja Bahama Breeze :)


poniedziałek, 23 lipca 2012

Mountain Lodge

Odpoczynek przy kominku, ciepłe połączenie drzewa cedrowego i szałwii.



Dziś o zapachu z którego opisem zwlekałam, mimo iż jest to jeden z moich absolutnych faworytów. Jest to zapach żywy, wibrujący, malowniczy i dlatego nie jest łatwo oddać mu sprawiedliwość w słowach. Nazwa sugeruje górski domek, natomiast ja wyczuwam zapach wnętrza leśnej chatki - niekoniecznie w górach. Za każdym razem kiedy wchodzę do pokoju w którym pali się wosk uderza mnie woń świeżych gałązek palonych w kominku. A nad tym kominkiem powiązane w pęczki suszą się zioła.... Łagodna drzewna woń dopełniona ziołową słodyczą. Zapach przepełniony elegancją i spokojem. Z chęcią zamykam oczy i przenoszę się do tego ciepłego,  drewnianego domku w środku lasu, gdzie na małą chwilkę zatrzymał się czas.

Bardzo, bardzo żałuję, że zapach został wycofany :(

piątek, 20 lipca 2012

Lavender Vanilla

Doskonałe połączenie świeżej lawendy i ciepłej wanilii z nutą piżma i bergamotki.



Na początek przyznam się, że nie przepadam za żadnym z tych zapachów z osobna. Wanilia jest dla mnie za mdła, a charakterystyczny zapach lawendy nie należy do moich ulubionych. Dlatego też nie podchodziłam do tego wosku z większym entuzjazmem. I to był wielki błąd! Okazało się, że te dwa same w sobie klasyczne zapachy, przenikając się stworzyły piękną kompozycję. Po rozpakowaniu wosku czuć zdecydowanie lawendę. Ale w trakcie palenia szala przechyla się na drugą stronę i już do końca pozostaje to zapach wanilii z kwiatową nutą lawendy. 
Zapach jest cudowny. Ciepły, kojący i miękki jak puszysty kocyk. Niezastąpiony w te wieczory kiedy zależy mi na odrobinie relaksu.
Polubiłam ten zapach tak bardzo, że zapragnęłam mieć pod ręką stosowny zapas. W ten sposób początkowy sceptycyzm przerodził się w duży tumbler z dwoma knotami :) Nie żeby woski pachniały mniej intensywnie - obydwie wersje to bomby zapachowe.
Polecam go właściwie wszystkim - naprawdę trudno go nie docenić.

środa, 18 lipca 2012

Mountain Pine

Zimowa przechadzka po lesie... czysty, znajomy zapach świeżej sosny i krystalicznie czystego powietrza.






 Niby sosna to  sosna, ale po Yankee spodziewałam się czegoś bardziej wyrafinowanego. Inaczej wyobrażałam sobie ten zimowy spacer. Liczyłam na to, że będzie to zapach świeżo ściętych sosnowych gałązek którymi dekoruje się dom na świeta - chłodna świeżość zawierająca jakiś podtekst drzewny, nieco żywiczny. Coś co wkomponuje się w otoczenie drewnianych mebli i książek. Niestety od pierwszego do ostatniego momentu czułam kostkę toaletowa, tudzież choinkę zapachową Wunderbaum. Zapach był równie sztuczny i drażniący. A szkoda, ponieważ ciemnozielona świeca wygląda pięknie i rozważyłabym jej zakup gdyby tylko zapach spełnił moje oczekiwania. Resztę wosków zużyję jako odświeżacze do łazienki.

sobota, 14 lipca 2012

Tutti Frutti

Słodki, cukierkowy zapach wiśniowo-malinowo-truskawkowo-cytrynowego lizaka. 


Wiedziałam, że będzie słodko - w końcu ma to być lizak. Ale nie spodziewałam się całego pudełka lizaków!!!  Od ogromu tej landrynkowej, lepkiej  słodyczy aż rozbolały mnie zęby. 
Jednak po ok. 2 godzinach zapach przestał drażnić i wyłonił się całkiem przyjemny cierpko-kwaśny aromat wiśni.  Dam temu zapachowi jeszcze jedną szansę, ale dopiero zimą. Myślę, że taka słodko-wiśniowa mieszanka miło ogrzeje dom gdy za oknem mróz. 
Osoby, które lubią słodkie, owocowe zapachy będą nim zachwycone. Tym bardziej, że zapach wosku jest bardzo mocny i czuć go naprawdę długo.

piątek, 13 lipca 2012

Clean Cotton

Aromat świeżo wypranej bawełny



Niestety nie jestem wielką znawczynią zapachów. Często mam problemy z wyróżnieniem i nazwaniem wszystkich poszczególnych nut zapachowych świec czy perfum. Dlatego próbując zgłębić jakiś zapach muszę zamknąć oczy i posłużyć się wyobraźnią. Przywołuję wspomnienia chwil, obrazy miejsc w których byłam lub tych z moich marzeń. Co ciekawe, większość świec Yankee Candle przenosi mnie w okres dzieciństwa, kiedy wszystko wydawało się pachnieć właśnie tak - intensywniej, mocniej, bardziej soczyście. Może właśnie dlatego lubię kolekcjonować małe słoiczki - zapachy szczęśliwych wspomnień które mam pod ręką. Nie inaczej było z Clean Cotton. Kiedy próbowałam wywąchać coś pod naklejką zafoliowanego jeszcze wosku, czułam tylko chemię. Ale po zapaleniu nie mogłam przestać chodzić wokół kominka. Był to zapach wakacji u dziadków, a konkretnie dni kiedy babcia robiła wielkie pranie. Białe, wykrochmalone prześcieradła wynoszone w koszu przed dom. Ja jako " duża" już dziewczynka z fartuszkiem wypchanym klamerkami pomagałam rozwieszać je na linkach.Wlaściwie obrazek na świecy doskonale oddaje jej klimat.
Jest to zapach dość mocy, proszkowy z akcentem cytrynowym. Przytłaczająco świeży i w mojej opinii doskonale sprawdza się w roli odświeżacza. Niestety, mimo całego sentymentu jakim go darzę używam go tylko w dzień i rzadko poza łazienką i sypialnią. Zazwyczaj podczas większych porządków aby wpaść w "nastrój czystości"

wtorek, 10 lipca 2012

Pink Lady Slipper

Subtelne połączenie nut płatków róż, jaśminu i fiołków



 Jaki jest ten zapach? Delikatnie różowy. Pachnie dokładnie tak jak wygląda. Jest intensywnie delikatny. Słodki, lecz nie duszący.  Po  zapaleniu wosku najpierw uwalnia się zapach różanego pudru do ciała. Z czasem czuć coraz więcej fiołków. Mimo swojej słodyczy i intensywności zaliczam go do zapachów świeżych. Jest to naprawdę niezwykłe połączenie lekkości, czystości i romantycznej słodkości. Pasuje mi do kobiecej sypialni. Takiej z jasnymi meblami, drewnianą podłogą, pościelą w pastelowe róże i idealnie białą firanką powiewającą w oknie. Po zużyciu kilku wosków oraz niezliczonych "ochach i achach" zdecydowałam się na zakup świecy. Dodam jeszcze, że zapach utrzymuje się długo po zgaszeniu kominka lub świecy. Polecam wszystkim miłośniczkom kwiatowych woni.


Tropical fruit

Zapach mango i bananów z delikatną nutką jaśminu.


Nie jestem fanką mieszanych zapachów owocowych. Jednak kompozycje Yankee Candle potrafią zaskakiwać i często zdarza się, że zapach po którym nie spodziewałam się wiele awansuje na listę ulubionych. Już od dawna kupuję woski w ciemno, nie czytając opisów i pozwalam się zaskakiwać. Niestety ten zakup okazał się nietrafiony. Nie czuję w nim nic konkretnego - ani mango, ani bananów ani tym bardziej jaśminu. Jedyne skojarzenie jakie przychodzi mi do głowy to słodka galaretka owocowa. Jeszcze gorąca, płynna, tuż przed rozlaniem do miseczek. Nawet kolor roztopionego wosku ją przypomina.  Zapach przestał być wyczuwalny już po dwóch godzinach. Czułam go tylko w pobliżu kominka. Zdecydowanie nie mój typ.

poniedziałek, 9 lipca 2012

Midsummer's Night


Intensywna mieszanka piżma, paczuli, szałwii i mahoniowej wody kolońskiej.



Noc świętojańska, hm..... te które pamiętam pachniały jeziorem, ogniskiem i kiełbaskami pieczonymi na patyku :-) Wersja Yankee to raczej Szekspirowski Sen Nocy Letniej. 
Myślę, że jest to jeden z tych zapachów które się kocha albo nienawidzi. Niezwykle silny i intensywny. Początek to rzeczywiście woda kolońska. Jednak po pewnym czasie zapach wyrównuje się i łagodnieje. Ostre, drażniące nuty zostają zastąpione szorstką słodyczą ziół. Znika obraz reklamy dezodorantu a pojawia się kaszmirowy sweter przesiąknięty zapachem i wspomnieniem ukochanego mężczyzny. Nieco mokry, ziołowy, mchowy. Ciężki ale uspokajający. Bardzo lubię zapalać go w letnie, burzowe wieczory. 
Dodam jeszcze, że świece prezentują się naprawdę ciekawie. Granatowy wosk zamknięty w szkle stanowi piękną oprawę tego niezwykłego zapachu.

Vanilla Cupcake

Intensywny, kremowy zapach waniliowych babeczek z nutką cytryny




Od bardzo dawna unikam wszystkiego co ma w nazwie wanilię. Po wielu nieudanych przygodach słowo to zaczęło kojarzyć mi się ze słodką, syntetyczną wonią drażniącą nos. Wosk Vanilla Cupcake trafił do mnie przy okazji zakupów większej ilości zapachów na zasadzie "po jednym z każdego".
Długo i ostentacyjnie go ignorowałam. W końcu postanowiłam zużyć, tylko po to żeby się go pozbyć. A tu taka niespodzianka!  Zapach intensywny, ciepły, kremowy.... W przeważającej mierze waniliowy, ale jest w nim też dużo masła i śmietany.  Po pewnym czasie wyczuwalna jest cytrynowa nuta, która pięknie rozbija lepką słodycz. Według mnie nie jest to aromat "świeżo upieczony". Moim pierwszym skojarzeniem było ciasto ucierane przez babcię kiedy byłam dzieckiem. Lubiłam siadać przy stole w kuchni i patrzeć jak poszczególne składniki łączą się w coraz bardziej puszystą i kremową masę. Tym właśnie jest dla mnie ten zapach - dzieciństwem i słodkim, surowym ciastem wykradanym z miski palcem. 
Jeden z moich ulubionych zapachów. Pod ręką zawsze wtedy, gdy mam ochotę poczuć się "jak u babci"...

niedziela, 8 lipca 2012

Yankee Candle - w kalejdoskopie zapachów




Od czasu mojego pierwszego kontaktu z woskiem o zapachu bzów minęło już wiele czasu, a ja nadal pozwalam się "wieść za nos" produktom tej firmy. Początkowa ciekawość stopniowo zamieniała się w fascynację, a ta z kolei w miłość odwzajemnioną. Kocham Yankee za te obłoczki zapachu, które otulają mój dom dostosowując się do pory roku, dnia a przede wszystkim mojego nastroju. Niepostrzeżenie  wielka rodzina świec i wosków zamieszkała na moich półkach, komodach i w koszykach. Wybieranie zapachu jest już rytuałem każdego wieczora (nierzadko i poranka). Nawet moja druga połówka pozornie nieczuła na "te babskie głupoty" pyta ''Dlaczego nic nie pachnie?", kiedy spóźniam się z zapaleniem świecy :)

Wiem, że w Polsce jest już wiele miłośniczek świec Yankee i mam nadzieje spotkać się tu z tymi, które podobnie jak ja poddały się urokowi tych pachnideł jak i z tymi które jeszcze się się wahają. Chciałabym podzielić się z wami moimi wrażeniami i opiniami na temat poszczególnych zapachów.

Moją ulubionym produktem są wax tarts, czyli drobinki aromatycznego wosku zamknięte w formie małego, kolorowego ciastka. Do ich użycia potrzebujemy komika zapachowego. Pod wpływem temperatury wosk topi się uwalniając zawarty w nim aromat. W trakcie palenia wosk nie zmniejszy swojej objętości, natomiast wyparują olejki i wtedy należy go wyrzucić. Najprostszą metodą jest włożenie komikna z zastygniętym już woskiem na kilkanaście minut do zamrażarki. Po takim zabiegu zmarznięty dysk można wyjąć w jednym kawałku, a kominek pozostaje czysty. W przypadku wosków producent zapewnia do 8 godzin zapachu, ale w praktyce bywa z tym różnie. Niektóre zapachy rzeczywiście uwalniają się przez długi czas podczas gdy inne blakną już po 4 godzinach. Tartę można użyć w całości ale można też roztopić mniejszy kawałek a resztę przechować w małym woreczku. Moja ulubiona metoda to podzielenie wosku na trzy części i zapalenie go w trzech kominkach w różnych częściach domu. Czas uwalniania aromatu jest skrócony ale lubię gdy piękny zapach jest wszechobecny. Poza tym jedną z zalet świec Yankee jest to, że ich zapach utrzymuje się jeszcze długo po zgaszeniu. Często czuję go nawet następnego dnia po powrocie z pracy. 

Kilka słów o świecach. Wszystkie świece niezależnie od wielkości i formy pachną równomiernie intensywnie aż do ostatniego centymetra wypalonego wosku. Dodatkowo mają niewyobrażalnie długą żywotność co zdecydowanie rekompensuje dość wysoką cenę. Najmniejszymi i najtańszymi świecami są samplery. Małe, "nagie" świeczki szczelnie opakowane folią. Należy zapalać je w świeczniku podobnym formą do samej świeczki, ponieważ roztapia się całkowicie. Niestety, te świece nie sprawdzają się w pomieszczeniach innych niż mikroskopijne. Miałam problem z wyczuciem zapachu nawet w małej łazience przy zamkniętych drzwiach. Być może była to cecha tylko tych dwóch zapachów, które kupiłam w formie samplerów jednak nie mam ochoty eksperymentować dalej. Teraz kolej na słoje. Dostępne w trzech wielkościach, palące się od 25 do 150 godzin. Od samego początku urzekły mnie świece ukryte w staroświeckich słojach. Duże i średnie świece pachną równie intensywnie jak woski ale nieporównywalnie dłużej, jeśli więc jakiś zapach szczególnie przypadnie nam do serca warto skusić się na zakup. Ja kupuję słoje gdy zapach który polubiłam zostaje wycofywany a  chciałabym mieć zapas aby czasami do niego wrócić. Małe słoiczki to te które kolekcjonuję i lubię najbardziej. Nie ze względów użytkowych, ponieważ nie dają sobie rady z większymi pomieszczeniami. Zwyczajnie podobają mi się rządki małych, uroczych słoiczków skrywających przeróżne zapachy. Lubię je otwierać i cieszyć się zapachami skrytymi pod powierzchnią wieczka. 
Niezależnie od rozmiaru świecy należy o nie dbać. Pamiętać o przycinaniu knota oraz odpowiednio długim czasie palenia aby uchronić wosk przed nierównomiernym topieniem.
Na koniec zostawiłam tumblery. Bardziej prosta i nowoczesna wersja świec w szkle. Gdy kupuję świecę z myślą o paleniu, wybieram właśnie tumbler. Ze względu na dwa knoty wosk topi się szybciej przez co już po kilkunastu minutach mogę cieszyć się intensywnym zapachem.